Sygnalizacja SOS w sytuacji kryzysowej

Zawiódł powerbank. Po prostu przestał działać w momencie, gdy wyładowała się bateria w telefonie. Nic strasznego? Dodajmy do tej sytuacji dość specyficzne miejsce akcji - norweskie pasmo górskie, leżące w pobliżu koła podbiegunowego. Dzika tundra aż po horyzont i brak śladów człowieka w promieniu 40 kilometrów. W takich warunkach, schodząc ze szczytu góry, zabłądziłem pośród lasu karłowatych brzóz.
Szczęśliwie, wspinając się na kolejne wzgórza i wyznaczając azymut na odległe jezioro, wydostałem się z podmokłego terenu. Po całym dniu uciążliwego marszu poza szlakami.
A co jeśli nie nie miałbym żadnego punktu orientacyjnego, np. jeziora?
Musiałbym wezwać pomoc.
Ale w jaki sposób, skoro telefon był rozładowany?
O swoim położeniu i potrzebie ewakuacji można sygnalizować na wiele sposobów. Wyróżnia się sygnały dźwiękowe (np. wystrzały, gwizdanie) oraz wizualne (np. lusterko odbijające blask słońca, światło latarki).
Za wołanie o pomoc powszechnie uznaje się sygnał SOS, nadany alfabetem Morse’a. Są to trzy krótkie, trzy długie i ponownie trzy krótkie sygnały wizualne lub dźwiękowe. Za sygnał alarmowy uchodzą również wszystkie znaki przekazywane trójkami, np. trzy słupy dymu z ognisk ustawionych w trójkąt.
Palenisko pod ogień sygnalizacyjny powinno być wykonane wcześniej i gotowe do natychmiastowego rozpalenia w momencie zauważenia śmigłowca, samolotu lub jednostki pływającej. Najwydajniejsza jest konstrukcja w kształcie trójnogu, w której na dole rozpala się zwykłe ognisko, a na górę można narzucić zielone liście, tworzące kłęby dymu, doskonale widocznego z odległości. Do zwiększenia ilości dymu można użyć tego co ma się pod ręką, np. gumy lub oleju. W miejscu, w którym się znalazłem, mogłyby to być duże płaty kory brzozowej. Zawarte w nich terpeny, spalając się, dają dużo czarnego dymu.
Trzy paleniska należy ustawić tak, aby utworzyły razem kształt trójkąta. Najefektywniej jest zrobić to na terenie otwartym, gdzie korony drzew nie stłumią unoszącego się dymu. Dobrym rozwiązaniem będzie łyse wzgórze lub plaża. W położeniu, w którym się znalazłem, najefektywniej byłoby wejść na najwyższy w okolicy, skalisty szczyt. Niestety wiązałoby się to z wnoszeniem na górę dużych ilości paliwa (drewno, kora brzozy), a to zaowocowałoby sporym deficytem kalorycznym (nie miałem już prowiantu). Znacznie rozsądniej byłoby rozpalić ogniska na leżącej poza lasem tundrze.
Należy pamiętać o tym, że trójkąt wyznaczony przez ogniska powinien mieć jak największe pole. To, co z naszej perspektywy ma szeroki rozstaw, z perspektywy pilota samolotu będzie zlewać się w jeden punkt. Z tego samego powodu popularne w filmach napisy SOS, układane z kamieni na plaży, dałyby nam nikłą szansę na zwrócenie uwagi służb ratunkowych. Muszą być naprawdę duże, aby spełniać swoje zadanie.
Autor: Kajetan Adventurer Wilczyński