Woda na szlaku - uzdatnianie

Zapadał zmrok, więc przystąpiłem do budowy schronienia. Brak zapasu wody nie stanowił problemu, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Co prawda nie piłem od kilku godzin, a w butelce został ostatni łyk, jednak według mapy górskie źródło znajdowało się zaledwie 300 m od mojego obozu. Co mogło pójść nie tak? Późnym wieczorem wyruszyłem z latarką, aby zaczerpnąć trochę wody, prosto ze źródła. Szukałem go pośród leśnych dołów, głazów i powalonych drzew. W całkowitych ciemnościach, mając do pomocy jedynie wąską strugę światła po 30 minutach się poddałem. Znalazłem tylko brudne bajoro, w którym taplały się dziki. W nocy narastające pragnienie nie pozwoliło mi zmrużyć oka. Susza w pysku była nie do zniesienia. Obiecałem sobie, że nigdy więcej nie popełnię tego błędu…
W sytuacji survivalowej bardzo ważne jest picie i magazynowanie wody przy każdej nadarzającej się okazji.
Człowiek jest w stanie przetrwać bez wody 3 dni, natomiast dokuczliwe objawy odwodnienia pojawiają się już po kilku godzinach, przy 1% spadku zawartości wody w organizmie. Mogą to być: bóle głowy, skurcze mięśni, uczucie znużenia i brak sił do działania. Z czasem objawy pogłębiają się, prowadząc do bolesnej śmierci.
Trudno jest precyzyjnie określić ilość wody, którą należy wypić w ciągu doby. Zależy ona od wielu czynników, takich jak: intensywność wysiłku fizycznego, ogólna kondycja, warunki pogodowe itd. Często słyszy się o 2 litrach, jednak taka ilość, w warunkach survivalowych, może okazać się niewystarczająca. Na pustyni zapotrzebowanie potrafi wzrosnąć do 4-5 litrów.
Dobrymi źródłami wody są:
- rzeki i strumienie,
- górskie jeziora.
W dalszej kolejności zwracamy uwagę na źródła pozbawione elektrolitów i minerałów, takie jak:
- deszczówka,
- śnieg (po roztopieniu).
Mówi się, że nie należy pić wody bezpośrednio ze stawów i jezior, gdyż rozwijają się w nich rozmaite mikroorganizmy i pasożyty. Od tej reguły są jednak wyjątki. Krystalicznie czyste norweskie jezioro, może pochwalić się wodą zdrowszą niż ta, którą serwują nam wodociągi.
Teoretycznie woda z górskich potoków nadaje się do spożycia bez wcześniejszego uzdatniania, jednak w praktyce przepływa często przez zanieczyszczone odchodami i szczątkami zwierząt obszary. Nigdy nie mamy pewności, co leży w górze potoku.
Wodę, która nie pochodzi bezpośrednio ze źródła lub nie jest świeżo zebraną deszczówką, musimy przed wypiciem uzdatnić, tzn. pozbyć się z niej szkodliwych mikroorganizmów i zanieczyszczeń. Służą do tego rozmaite filtry oraz tabletki uzdatniające.
Filtr w postaci pompki- moje ulubione rozwiązanie. Pierwszy wężyk wprowadzamy do źródła wody, drugi do butelki, pompujemy i gotowe. Tak przefiltrowanej wody nie trzeba już gotować.
Jeśli nie mamy przy sobie odpowiedniego sprzętu, jesteśmy zmuszeni improwizować i wykonać filtr od podstaw. Potrzebna nam będzie skarpeta, odcięta nogawka spodni, worek foliowy lub plastikowa butelka. Wypełnia się ją (wymieniając od dołu) węglem drzewnym, czystym piaskiem i trawą. Woda przepuszczona przez taki filtr musi jeszcze zostać przegotowana w celu usunięcia z niej bakterii i pasożytów.
Na poziomie morza wodę gotujemy przez minutę. Na każde 300 m wysokości należy dodać kolejne 60 sekund. Za naczynie może nam posłużyć plastikowa butelka, gdyż zawarta w niej ciecz zapobiegnie topieniu się plastiku.
Woda potraktowana filtrem z piasku i węgla drzewnego może wydawać się brudniejsza niż wcześniej, jednak z całą pewnością jest dla nas zdrowsza. Dla smaku polecam dorzucić parę liści jeżyny lub maliny.
Zdobyliśmy, uzdatniliśmy i zmagazynowaliśmy w butelkach wodę. Teraz pozostaje pamiętać o jednym: Picie „na zapas” nie ma sensu. W ten sposób marnujemy cenny płyn, który nie przyswaja się i jest wydalany z organizmu wraz z moczem. W ciągu godziny powinniśmy wypijać maksymalnie pół litra.
Wody, rzecz jasna ;)
Autor: Kajetan Adventurer Wilczyński