Przekraczając granice: Czarnobyl cz. VIII - Okruchy przeszłości

Każda, nawet największa przygoda w życiu musi się skończyć. Kiedy w mojej głowie pojawił się pomysł wyjazdu do Strefy, z czasem zaczął kiełkować, napędzać adrenaliną kolejne poczynania, i tak od słów do czynów, od uzbierania pieniędzy, aż po sam wyjazd. Szereg zdarzeń, od pomysłu do realizacji spowodował, że spełniłem kolejne marzenie. Zobaczyłem, zdobyłem, obfotografowałem Strefę Czarnobylską. Do tego miejsca wiodła mnie pasja i ciekawość, które po powrocie eksplodowały. Każdy chciał znać moją relację z wyjazdu. Jestem szczęśliwy, że dzięki tej wyprawie mogłem obalić mity, opowiedzieć miejskie legendy, snuć mroczne historie przy ognisku i pokazywać Wam niezwykłe zdjęcia.
Na sam koniec naszej wspólnej i krętej opowieści o całej Strefie, chciałbym pokazać okruchy przeszłości pokazane w dość intrygujący sposób. Zdjęcia wyświetlane na tablecie pokazujące dawne dzieje miejsc, w których właśnie stoimy to pomysł jednego z pilotów. Namacalny wręcz dowód, że na zniszczonej dziś ulicy, dawniej tętniło życie. Pływalnia i zawody pływackie, ulice Prypeci, blokowiska, dom kultury, czy plac zabaw na dawnym blokowisku opowiadają nam o niezwykle „zwykłym” i prostym życiu mieszkańców miasta.
Okruchy przeszłości to również ludzie i ich historie, którym warto poświęcić chwilę. Osoby mieszkające w Strefie, posiadające swoje gospodarstwa, zostali po katastrofie usunięci ze swoich domostw. Często przesiedlenia odbywały się siłą. Wielu ludziom życie w blokowiskach Kijowa nie spodobało się, więc wrócili na ziemie swych ojców, wbrew obowiązującemu od 1991 roku prawnemu zakazowi zamieszkiwania terenów uznanych za skażone. Przez pewien czas próbowano z nimi walczyć, później „przymknięto oko”, i tak zostali Samosiołami. Samosioły to przede wszystkim ludzie starsi, średnia ich wieku to około 63 lata. Nie jest dla nich ważne to, że żyją z dala od cywilizacji, lekarstw i komunikacji ze światem. Ich potomkowie nie chcą tu żyć, pomagają rodzicom i dziadkom, jak mogą, choć jest to zwyczajnie trudne. Pomagają także turyści organizujący zbiórki, czy Stalkerzy dowożący jedzenie i lekarstwa. Samosioły twierdzą, że nie jest źle – cieszą się wolnością, zbierają grzyby w okolicznych lasach, uprawiają ziemię i zbierają z niej plony. Co ciekawe, nie są one skażone i niebezpieczne, bo miałem okazje skosztować jabłek z okolicznego sadu – są pyszne i soczyste.
Tym akcentem zakończę swoją opowieść. Chciałbym w tym miejscu podziękować pilotom, Wołodii i Markowi za pokazanie niesamowitego świata Czarnobyla oraz Milworldowi za możliwość pokazania mojej pasji i historii tej wyprawy, a także Wam – czytelnikom, za to, że czytaliście moje wypociny. Mam nadzieję, że wrócę jeszcze w ten niezrozumiany, lecz fascynujący świat. Może i ja zostanę prawdziwym Stalkerem.
Granice przekraczał:
Patryk Qki Kwela
Insta: @qkimoonster
FB: @QkiMoonsterPhotography