Marzenia są po to, by je spełniać, nie kolekcjonować! - Wywiad z Magdaleną Jakubowską i Natalią Litwinionek, czyli Podróżniczkami za dychę.
Często myślisz, że pewnego dnia rzucisz wszystko, spakujesz plecak i wyjedziesz, jednak nie zawsze starcza Ci odwagi, by to zrobić. Magda i Natalia, podróżniczki z bloga Podrozniczki za dychę zaryzykowały – zrezygnowały z pracy i kupiły bilet w jedną stronę, by zrealizować własne marzenia. Za kierunek podróży obrały Azję Południowo-Wschodnią. Przemierzają trasę każdym dostępnym środkiem transportu – autostopem, rowerami, na pace, łódkami, a obecnie na skuterach. Ich backpackingowa przygoda cały czas trwa.
W ciągu 5 miesięcy pokonały już tysiące kilometrów, poznając wyjątkowych ludzi, odkrywając lokalne smaki i wspaniałe miejsca. Jako wolontariuszki uczyły dzieci angielskiego. W zamian za nocleg pomagały w hostelach czy na farmie. Każde nowe miejsce daje im nieskończone pokłady energii i jak same mówią, zmienia ich punkt widzenia i pozwala dostrzec to, czego wcześniej nie widziały.
Swoją podróż zaczęły od przylotu z Warszawy do Tajlandii, następnie pojechały do Birmy. Po kilkutygodniowym pobycie wróciły ponownie Tajlandii. Na swojej mapie podróży mogą odznaczyć również Malezję, Kambodżę, Laos i Wietnam. Gdy rozmawiałam z Magdą i Natalią, odpoczywały na wyspie Koh Phangan (Tajlandia). Gdzie pojadą dalej? Jak to wszystko się zaczęło? I jak wygląda ich obecne życie? Przekonajcie się sami!
Joanna Rassmus: W listopadzie ubiegłego roku postanowiłyście wyruszyć w podróż do Azji Południowo-Wschodniej, skąd pomysł na ten kierunek?
Podróżniczki za dychę: Pomysł na wyjazd stąd, że czułyśmy potrzebę zmiany, a podróż zawsze jest dobrą odpowiedzią na wszystkie wątpliwości. Azja Południowa-Wschodnia fascynowała mnie już od dawna – mówi Magda. – Klimat tropikalny, natura, jedzenie i sposób bycia tutejszych mieszkańców oraz ich kultura tak inna od znanej nam polskiej czy europejskiej. I tak od słowa do słowa, postanowiłyśmy wyjechać razem. Na początku miał być to krótki wyjazd na wolontariat, a jak widzisz, przerodził się w jedną z większych przygód życia. :)
JR: Zanim wyruszyłyście, znałyście się już wcześniej?
PZD: Tak, poznałyśmy się 3 lata temu na studiach we Francji, przy czym każda z nas studiowała inny kierunek.
JR: Przygotowanie się do wyjazdu na tak długi czas zajęło Wam parę tygodni, a jak poszło Wam ze spakowaniem plecaka, było już łatwiej?
PZD: Parę tygodni? Raczej parę miesięcy ;) Czytałyśmy dużo książek i blogów podróżniczych, różnych poradników, w tym także, jak się spakować, co było nie lada wyzwaniem, biorąc pod uwagę, że lubimy mieć zarówno duży wybór ubrań, jak i kosmetyków. Ostatecznie w dużym plecaku zmieściłyśmy się w 13 kg, co jest całkiem dobrym rezultatem; przynajmniej tak myślimy. Jednak mamy też mniejsze podręczne, ale to już kwestia kilku kilogramów.
JR: Wiele osób miało podobne myśli do Waszych, czyli wyjechać w daleką podróż, zobaczyć coś więcej. Jednak ich marzenia ostatecznie kończyły się tylko na planach. Co sprawiło, że Wy postanowiłyście zamienić słowa w czyny?
PZD: Myślimy, że to kwestia odwagi i osobowości. Jesteśmy osobami, które nie tylko mówią o swoich planach i marzeniach, ale również dążą do ich realizacji.
JR: Jak zareagowały Wasze rodziny, przyjaciele, partnerzy? Próbowali Was zatrzymać?
PZD: Absolutnie nie. Kariera jest dla nas bardzo ważna i uważamy, że taka podróż jak nasza, uczy nas bardzo wiele. Kształcimy tutaj w sobie cechy, które będą przydatne na przyszłych stanowiskach pracy. Dlatego też nie obawiamy się o swoją przyszłość zawodową.
JR: Miałyście momenty zwątpienia w sens swojej podróży?
PZD: Wątpliwości w sens drogi, jaką teraz przemierzamy, nawet jeżeli, to się pojawiały tylko na początku. W końcu nie jest łatwo zostawić wszystko za sobą i wyjechać. Teraz jednak nie mamy już ich w ogóle. Wiemy, że dobrze zrobiłyśmy i kochamy swoje życie. Wszystko, co się nam w tej podróży przytrafia, uczy nas bardzo wiele o świecie, a także o nas samych i nie zamieniłabym tego na nic innego ;) – mówi Magda.
JR: Na Waszym blogu podrozniczkizadyche.pl udowadniacie, że pieniądze w podróży to nie wszystko. Jednak wiele osób twierdzi, że bez nich nie można gdziekolwiek wyjechać. Zdradzicie sekret, jak udaje Wam się podróżować bez nadmiernych kosztów?
PZD: Przede wszystkim korzystamy z różnych form wolontariatu po drodze. Np. pracujemy w hostelu i w zamian za to możemy w nim się zatrzymać za darmo. Ponadto, wybieramy autostop jako metodę przemieszczania się między miastami. Korzystamy także z couchsurfingu, dzięki któremu możemy poznać ciekawych ludzi i przenocować u nich za darmo. ;)
To tylko kilka najpopularniejszych z form, z których każdy może skorzystać w podróży, by ograniczyć jej koszty całościowe.
JR: Couchsurfing?
PZD: Jest to portal, gdzie można skontaktować się z lokalsami i dowiedzieć czegoś o miejscu, do którego się wybieramy w najbliższym czasie. Niektórzy z nich oferują również noclegi – mówi Natalia. – A nazwa powstała z od angielskiego couch, czyli kanapa. ;)
JR: Wspomniałyście o wolontariacie; przerażała Was wizja stania się dla innych ludzi nauczycielem/mentorem, w szczególności dla tych najmłodszych?
PZD: Wizja zastania nauczycielem w Tajlandii towarzyszyła nam od początku przyjazdu tutaj, a jeżeli miałyśmy przy tym zrobić coś dobrego dla innych, to nawet się nie zastanawiałyśmy! Oczywiście, musiałyśmy się do tej roli przygotować, a pierwsze zetknięcie z dzieciakami, które w ogóle nie rozumieją, co się do nich mówi, nie należało do najłatwiejszych. Mimo to starałyśmy się dać im jak najwięcej. ;) Z drugiej strony my nauczyłyśmy się od nich cierpliwości i pokory. Odnaleźć się też nie było łatwo, szczególnie, że byłyśmy w różnych szkołach, ale po kilku dniach stałyśmy się częścią ich codzienności i było to cudowne uczucie. Rano witaliśmy się wszyscy, modliliśmy o powodzenie w nauce, potem odbywały się lekcje, a wieczorem jedliśmy razem z rodzicami uczniów obiad. Tęsknimy za tymi chwilami.
JR: Modliliście się? Jeśli dobrze kojarzę, Azja to kontynent, w którym panuje wiele religii, głównie Hinduizm. Jeśli źle mówię, to mnie popraw. ;) Czułyście, że przełamujecie też własną wiarę? Czy może czerpałyście z tego, że możecie doświadczyć czegoś innego? Modlitwy wyglądają podobnie jak w Polsce?
PZD: Jeżeli chodzi o religię, to w Azji Południowo-Wschodniej dominuje buddyzm, który miejscami miesza się z lokalnymi wierzeniami z dawnych czasów. Jesteśmy bardzo szczęśliwe, mogąc doświadczać innego, niż znane nam z Polski, spojrzenia na kwestie religijne. W Wietnamie jest dużo katolików. Kilka razy byłyśmy w kościele katolickim, to było na początku naszego przyjazdu, ale akurat w tym czasie nie natrafiłyśmy na żadną mszę, także ciężko nam opisać, czy są tutaj jakieś różnice obrzędowe.
JR: Pewnie już nie raz słyszałyście to pytanie – obawiałyście się tego, co Was czeka po przylocie do Azji?
PZD: Tak, ale myślę, że nasza ekscytacja zwyciężyła. ;) Pozytywne nastawienie zmienia wiele, szczególnie w obliczu nieznanego. Oczywiście, na początku doznałyśmy szoku, o który w Bangkoku nie jest trudno, przecież to takie ogromne miasto! Okropny hałas, szaleni kierowcy, a do tego wszędzie jest mnóstwo ludzi i zapachów (nie zawsze przyjemnych) to prawdziwe zderzenie kulturowe, które jednak po kilku dniach przerodziło się w fascynację znaną nam wcześniej z książek. Stanęłyśmy ramię w ramię z rzeczywistością, o której czytałyśmy wcześniej, a po chwili stała się ona naszą codziennością.
JR: Wylądowałyście szczęśliwie w Tajlandii – jak wyglądały Wasze pierwsze dni i zderzenie z zupełnie inną codziennością?
PZD: Oj, nie było łatwo, a jet lag też robił swoje. Niemniej, z ciekawością przemierzałyśmy kolejne ulice, zaglądałyśmy w ich zakamarki i próbowałyśmy nowych potraw. Jak wspomniałyśmy wcześniej, Bangkok to prawdziwa mieszanka kulturowo-społeczna, która urzeka i przeraża jednocześnie. Wystarczy jednak kilka dni, by przyzwyczaić się do widoku ubranych na pomarańczowo mnichów, ludzi ustawiających się w kolejce, żeby wsiąść do autobusu, stoisk z jedzeniem co krok. Nawet szybko nauczyłyśmy się zbywać natrętnych kierowców tuktuków, co nie jest ani trochę proste, wierzcie nam. :)
JR: To skoro już o kuchni! Święta, zarówno Bożego Narodzenia, jak i Wielkanocne spędziłyście również w Azji – jak poradziłyście sobie bez pierogów, barszczu, żurku, no i przede wszystkim rodzinnej atmosfery?
PZD: Wybrałyśmy się na dobry obiad, a wieczór spędziłyśmy na Skype z rodzinami – taka mała namiastka świąt. W Azji nie czuć atmosfery świąt tak, jak ma to miejsce w Europie, może dlatego też było nam łatwiej to znieść, a poza tym jesteśmy w dwie. Na pewno byłoby ciężej, gdybyśmy wyjechały osobno.
JR: Udało Wam się znaleźć jakieś nasze polskie produkty w lokalnych sklepach?
PZD: W sklepie na Phukecie w Tajlandii znalazłyśmy raz jogurt i muesli, ale to pewnie też dlatego, że był to sklep z importowaną z całego świata żywnością. Poza tym nie spotykamy się tutaj z polskimi produktami.
JR: A znajomość języka – wpływa na komfort podróży? Uważacie, że europejska, ba! słynna słowiańska uroda pomaga Wam złapać stopa?
PZD: Wydaje nam się, że na pewno to, iż jesteśmy dwiema dziewczynami i od razu widać, że nie jesteśmy miejscowymi, działa na naszą korzyść. :) Ale nieraz i tak ciężko jest się porozumieć bez znajomości lokalnych języków, bo większość osób zamieszkujących Azję Płd-Wsch nie zna angielskiego. Wówczas nie pozostaje nic innego jak uśmiech i gestykulacja rękoma.
JR: Podróżujecie już od 5 miesięcy. Przez całą drogę spędzacie czas głównie ze sobą, zdarzały się już między Wami konflikty?
PZD: Konflikty między nami, oczywiście, zdarzały się. W końcu jesteśmy ze sobą cały czas od 5 miesięcy, jak zauważyłaś, ale nie było to z reguły nic poważnego. Drobne nieporozumienia. Wówczas wystarczy kilka godzin spędzonych oddzielnie i wieczorem już wszystko jest w porządku. ;)
JR: Ze zdjęć i filmików, które publikujecie widać, że pogoda nie zawsze sprzyjała. Jednak jesteście cały czas uśmiechnięte – skąd ta pozytywna energia?
PZD: Pozytywna energia wynika z realizacji marzeń. Nawet powiem więcej, spotyka nas tutaj bardzo dużo dobrych rzeczy, o których wcześniej nie myślałyśmy, że są możliwe i to jest to, co nazywamy, prawdziwym szczęściem.
JR: Na przykład?
PZD: Z tych rzeczy to przede wszystkim dobroć i bezinteresowna chęć pomocy ludzi zamieszkujących tereny Azji Południowo-Wschodniej. W Polsce nigdy nie spotkaliśmy się z taką szczodrością i zainteresowaniem. Ci ludzie naprawdę wierzą, że to, co robią, do nich wraca i my też zaczynamy wierzyć, że karma istnieje.
JR: W swojej podróży często wracacie do Tajlandii. To prawda, że ten kraj jest Krainą Uśmiechu?
PZD: Zdecydowanie Tajlandia jest krainą uśmiechu; każdy stara się Ci pomóc, ale tak jest w całej Azji, naprawdę. Wszyscy są mili dla obcokrajowców, choć wiadomo, czasem chcą Cię naciągnąć, wystarczy jednak trochę rozeznania i wszystko kończy się dobrze, a targowanie to sport narodowy tutaj. :)
Do Tajlandii wracamy z sentymentu do pysznego jedzenia oraz przez jej położenie. Poza tym jest to kraj olbrzymi i przepiękny, który ma tak wiele do zaoferowania, że wciąż czujemy niedosyt! Często też, żeby dostać się do innego kraju, wolimy przejechać autostopem przez Tajlandię niż lecieć samolotem, ale to nieraz kwestia przypadku. Tym razem jesteśmy w Tajlandii, ponieważ przylecieli do nas znajomi z Polski na majówkę, która spędzamy pod palmami na rajskim Koh Phangan.
JR: A kto Wam podarował najpiękniejszy uśmiech?
PZD: Najpiękniejsze uśmiechy to te, które dostałyśmy od naszych uczniów podczas wolontariatu. :)
JR: Tajlandia to niejedyne miejsce, które zdążyłyście już zwiedzić. Na Waszej mapie jest jeszcze Malezja, Kambodża, Laos i Wietnam. Jak wiadomo, każdy punkt podróży, to również poznawanie nowych ludzi. Dlatego na tym etapie podróży, w którym jesteście – jaką osobę będziecie najcieplej wspominać?
PZD: Jeżeli chodzi o osoby, które będziemy najlepiej wspominać, to nie potrafimy się ograniczyć do jednej czy dwóch. Spotkałyśmy wiele wspaniałych osób w ciągu tych 5 miesięcy w drodze, ale w naszych sercach chyba najbardziej zapadły osoby ze szkół w Mae Sot, gdzie odbywałyśmy wolontariat. Są to cudowni ludzie, którzy bezinteresownie pomagają uchodźcom birmańskim i ich dzieciom żyjącym w Tajlandii.
JR: Opowiecie nam o swoim dotychczasowym największym rozczarowaniu i najprzyjemniejszy zaskoczeniu?
PZD: Największe rozczarowanie to na pewno brak poszanowania dla natury, jaki możemy czasami spotkać na ulicach miast. W Wietnamie normalnym jest palenie śmieci każdego popołudnia, w końcu co z oczu, to z serca... ale czy to dobra metoda na ich pozbycie się? Nie sądzę – mówi Magda.
Jeżeli chodzi o najprzyjemniejsze zaskoczenie, to chyba znów się tutaj powtórzę, ale to właśnie bezinteresowna pomoc, jaką otrzymałyśmy nieraz po drodze – dodaje Natalia.
JR: Macie jakieś rady dla osób wybierających się do Azji?
PZD: Tak, mnóstwo! Przede wszystkim wziąć poprawkę na wszytko, co pisze się w Internecie o niebezpieczeństwach, jakie za sobą niesie podróż tutaj, uzbroić się w cierpliwość i zapomnieć o logice. ;) No i serdecznie wszystkich zapraszamy! Jest tu po prostu cudownie!
JR: Znacie już jakieś podstawowe słowa albo zwroty?
PZD: Zawsze staramy się nauczyć kilku podstawowych zwrotów w języku, którym operuje lokalna społeczność, zazwyczaj nie jest to zbyt łatwe, ale warto. Gdy ktoś usłyszy cudzoziemców mówiących, chociażby dziękuję w lokalnym języku, to pierwsze lody mamy już przełamane. ;)
Mingalaba (zapis wymowy - przyp. red.) to birmańskie dzień dobry, a gdziezupa to dziękuję; to chyba najbardziej zabawne i przez to łatwe do zapamiętania zwroty. :) Z kolei korpunka to tajskie dziękuję. Sawadi to tajskie pozdrowienie, a sabadi laotańskie – oba języki są do siebie bardzo podobne. A na przykład w Wietnamie xe may to motocykl, co nam było najbardziej przydatne, bo tym zwrotem też można określić mechanika.
JR: A jak wyglądają Wasze plany na najbliższe miesiące i dalszą przyszłość? Powrót do domu? Napisanie przewodnika turystycznego lub książki?
PZD: Planów jest wiele, ale nie chciałybyśmy ich zdradzać póki co, na pewno szykuje się kilka zmian, ale o tym już niedługo! Co do przewodnika turystycznego czy książki to z chęcią byśmy taki napisały.
JR: Na koniec każdego wywiadu mamy zasadę, że osoby, z którymi rozmawiam, mają swoje ‘5 minut’ i mogą powiedzieć wszystko; żadnych ograniczeń – czysty freestyle ;)
PZD: Myślę, że główna myśl, jaką chciałybyśmy przekazać, to będzie to taka, że jeżeli ktoś się wciąż zastanawia nad podróżami, nad zmianą swojego życia czy podążaniem za marzeniami, bo praca, kredyt czy coś innego, to nie ma na co czekać, trzeba chwytać chwilę, okazje, jakie się nadarzają i ruszyć naprzód, realizować się. Życie jest jedno i warto je przeżyć, żyjąc w zgodzie ze sobą, a nie martwic się i zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi. Spójrzcie na nas! Życie jest piękne :)
Fot.: Podróżniczki za dychę
Rozmawiała: Joanna Rassmus